Kiedy Rodrigo de Jerez, towarzysz Krzysztofa Kolumba, dobił w listopadzie 1492 r. do wybrzeży Kuby, jego oczom ukazało się przedziwne plemię. Jego członkowie w ustach trzymali tutki z liści palmy czy kukurydzy i „spijali” z nich dym, który następnie wypuszczali przez gardła i nosy. Spodobał się Jerezowi gościnny lud i jego tytoniowy zwyczaj. On sam zaś stał się pierwszym europejskim palaczem a po niemal dwumiesięcznej wędrówce po Karaibach, rozpowszechnił cygara także w swym rodzinnym hiszpańskim mieście. Sąsiadów przeraziły jednak te dziwne nawyki. Donieśli więc o nich niezwłocznie świętej inkwizycji. Ta z kolei uznając dym wydobywający się z otworów ciała marynarza za dowód jego relacji z samym diabłem, zamknęła miłośnika kubańskich autochtonów w więzieniu na całe 7 lat.
Tainowie, pierwotni mieszkańcy Wysp Karaibskich, przybyli tam najpewniej z Ameryki Południowej – a przed pojawieniem się na wyspie Europejczyków ich liczebność przekraczała 3 miliony. Tainos oznacza po prostu dobrzy ludzie. Rzeczywiście, hiszpańscy odkrywcy rozpisywali się o nich wyjątkowo pozytywnie. Twierdzili, że są życzliwi, hojni, cały czas się śmieją i zapewne nie wiedzą, czym jest zło. Sam Krzysztof Kolumb, będąc pod wrażeniem karaibskiego ludu, postanowił zabrać kilku jego przedstawicieli do Hiszpanii, by przedstawić ich królowej Izabeli. Ta jednak nie podzielała zachwytu podróżnika. Spodobały jej się natomiast dary, jakie ze sobą zabrali. Były to przyprawy, bawełna, no i przede wszystkim złoto.
Niestety, relacje z poczciwymi karaibskimi autochtonami przybraly nieoczekiwany obrót. Europejscy reprezentanci, pozostawieni wcześniej przez Kolumba na Haiti, najprawdopodobniej nie traktowali najlepiej mieszkańców wyspy. Ci w odzewie wyrąbali w pień europejską osadę a Kolumb, kiedy przybył do niej po roku, na jej miejscu zastał ino zgliszcza. Ogarnęła go wściekłość. Zaczął żądać od Tainów co trzymiesięcznej kontrybucji w postaci worków ze złotem lub bawełną, grożąc w razie sprzeciwu ukróceniem rąk i śmiercią. W efekcie zabijano nawet kobiety i dzieci.
Hiszpańska ekspansja przyjmowała coraz brutalniejszy charakter. Zajmowano kolejne tereny, podporządkowując sobie ich mieszkańców. Narzucano im chrześcijaństwo i brano w niewolę. Fale buntów, które potem nastąpiły, przyspieszyły tylko redukcję liczby rdzennych Kubańczyków – a przywleczona z Europy epidemia ospy w 1518 r. wyeliminowała niemal 90 % populacji wyspy. W połowie XVI w. Tainów było zaledwie 500 a w latach 70 zniknęli zupełnie. Wymarli wskutek nieznanych im wcześniej chorób i wyjątkowo okrutnych represji zaborcy.
Ich zwyczaje znamy z zapisków hiszpańskich kolonialistów. Wiadomo, że posługiwali się językiem arawakan, który nie miał swojej wersji pisanej. Najprawdopodobniej nawet sama nazwa Kuba się z niego wywodzi. Coabana znaczy dosłownie dobre miejsce a cubao określa płodne tereny. Do dziś wiele miast zawdzięcza swą nazwę właśnie Tainom. Są wśród nich Havana, Batabamo, Baracoa czy Camaguey.
Społeczeństwo skupiało się u nich w wioskach liczących 10 – 15 rodzin. Dzieliło się na dwie klasy: naborias (zwyczajnych ludzi) i nitainos (szlachtę). Ci drudzy mieli prawo nosić złote, kwadratowe wisiorki, podczas gdy plebsowi pozostawały ozdoby okrągłe. Podział ról był jasny: kobiety uprawiały ziemię a mężczyźni byli wyrafinowanymi rybakami morskimi. Potrafili zbudować czółna będące w stanie udźwignąć nawet 100 osób. Wielu Tainów dopuszczało się poligamii. Niektórzy z nich mieli nawet po 30 żon. Sypiali w hamakach, siadywali na drewnianych, łódkowatych krzesłach, zwanych dujos. Uwielbiali grać w batey, grę dzięki której niejednokrotnie rozstrzygali też spory terytorialne.
Z pamiętników Kolumba jasno wynika, że Tainowie to lud serdeczny, gotowy oddać najpiękniejsze przedmioty za kawałek złamanego talerza. Dodaje zaraz potem, że jego członkowie są dobrze zbudowani i nie noszą broni, bo jej nie potrzebują. Powinni być dobrymi sługami – brzmi ostateczna konkluzja konkwistadora. Niestety, Tainowie po tych słowach nie posłużyli im nawet stulecia…