Złego czort nie ruszy, czyli o tym jak nie spotkałam diabła tasmańskiego

Tasmania to niewielka wyspa u południowo wschodnich wybrzeży kontynentu australijskiego. Dzięki temu, że była przez miliony lat odseparowana od reszty świata, może poszczycić się niespotykaną nigdzie indziej florą i fauną. Aż 75% roślinności obecnej na wyspie nie można spotkać nigdzie poza Australią. Do tego jest najbardziej wysuniętym na południe skrawkiem lądu. Niżej jest już tylko Antarktyka. Temu też zawdzięcza swoje nieskazitelnie czyste powietrze (podobno najczystsze na świecie).

Niezwykle różnorodne jest też ukształtowanie terenu i klimat Tasmanii. Urozmaicona linia brzegowa bogata jest w polodowcowe jeziora. Gęste i wilgotne dziewicze lasy bukowe i eukaliptusowe obfitują w strumyki i imponujące kaskady. W centrum dominują łagodne pagórki i płaskowyż pokryty skałami magmowymi – a w najwyższych górskich partiach występują ślady zlodowacenia. Mówię Wam, na tej wyspie nie ma nudy…

W dziewiczych lasach wszechobecny eukaliptus występuje aż w 500 różnych gatunkach (od karłowatych krzewów aż po stumetrowe okazy). Możecie mi wierzyć lub nie, ale momentami byłam pewna, że gdyby drzewa umiały mówić, usłyszałabym niejedną zaskakującą historię. Na południowym zachodzie z kolei prym wiodą lasy bukowe…

Z racji wielowiekowej izolacji Tasmanii od reszty świata, wyspa bogata jest także w najdziwniejsze w swym uroku zwierzaki. Najbardziej kojarzonym z Australią torbaczem jest kangur. Tasmania ma padelemona (wallaby), który jest jego trochę mniejszym kuzynem. Spotkać go można dosłownie wszędzie: na drodze (niestety często już po zderzeniu z mechanicznym pojazdem), w polu czy tropikalnym deszczowym lesie.

Kolczatka z kolei to dziwny stekowiec z długim (podobnym do czarnego palca wskazującego) nosem. Składa jaja, żywi się termitami, ma kolce jak jeż i może się poszczycić najdziwniejszym na świecie instrumentem godowym – czterogłowym penisem (!). Poza tym jest zwierzakiem raczej nieśmiałym…

Wombat natomiast ma wszystko gdzieś. Z wyglądu przypomina małego niedźwiedzia, który mocnymi pazurami za dnia kopie nory, by w nich schować się przed słońcem. Nocą zaś szarżuje objadając się rozmaitymi roślinami i robiąc słynne kupy w kształcie sześcianu (!).

Dziobak to kolejne nie wiadomo co. Jest krzyżówką wszystkich, wydawałoby się sprzecznych ze sobą, cech. To ssak, który na drodze ewolucji postanowił nie podążać w stu procentach ssaczą ścieżką i zachował pewne cechy gadzie. Jest więc drapieżnikiem składającym jaja. Poza tym natura wyposażyła go w dziub zbliżony do kaczego, ogon jak u bobra i łapki identyczne jak te wydry. Powiedzcie sami: znacie ciekawszą mieszankę?

No i żeby nie było: tylko w Tasmanii spotkać jeszcze można diabła żyjącego na wolności. A diabeł to nie byle jaki. Jego paszcza przypomina podobno pysk niedźwiadka o korpusie niewielkiego psiaka. Mroczna nazwa tego niepozornego zwierzęcia pochodzi najprawdopodobniej od dźwięków, jakie wydobywa, kiedy tylko wpada w panikę.

Niestety, niełatwo go dziś osobiście zobaczyć. Dosłownie 10 lat temu diabeł tasmański otrzymał status zagrożonego wyginięciem. Mimo usilnych nawoływań, nie doszło też do mojego spotkania z tym australijskim czartem… I chyba właśnie o tym miała być cała ta historia. Nie spotkałam go i już. Ale wcale nie rozpaczam. Osobiście wyczaiłam całą rzeszę osobliwych zwierzaków, których wiem, że nie zobaczę nigdzie indziej we wszechświecie.

A diabeł? Niech będzie kolejnym na całym stosie argumentów, aby odwiedzić jego wyspę jeszcze raz 🙂 


Dodaj komentarz