Tuż naprzeciw hobarckiego portu wznosi się urokliwa uliczka, która tak naprawdę jest placem – a zwie się placem Salamanki. Miejsce to podobno nie od zawsze nosiło swe imię. Przez wiele lat zwano je po prostu Zieloną Stodołą. I to nie bez kozery. W okalających je budynkach z piaskowca przechowywano onegdaj zboża, wełnę, tran, owoce i różne inne importowane cuda, którymi handlowali lokalni kupcy i rzemieślnicy.
Dziś ich miejsce zajęły liczne kafejki, restauracyjki, galerie, sklepy z pamiątkami czy rękodziełem, teatry i puby. Również ich nazwa uległa zmianie – i wbrew pozorom nie pochodzi od żadnego egzotycznego australijskiego gada, lecz od zwycięskiej walki jaką książę Wellington odbył podczas wojen napoleońskich z Francuzami (1812). Salamanca Place.
Nie z charakterystycznych budowli ani bliskości oceanu słynie jednak ten rozległy placyk, lecz z targów, jakie co sobotę odbywają się na jego bruku. Od 22 stycznia 1972 roku około 300 wystawców każdego tygodnia prezentuje swoje wytwory. Są wśród nich mydła hand made i domowe powidła ;-), miody z tutejszych pasiek, ekologiczne warzywa, świeżo upieczony chleb, ale i kreacje spod igły lokalnego projektanta, fantazyjna biżuteria czy też dzieła artystów, którym nie dane było wystawić się na prestiżowych deskach MONy (o jej wyjątkowości pisałam tutaj). Są też grawerowane srebrne sztućce albo takie przepięknie zdobione. Osobiście zakupiłam 2 łyżeczki do cukru (nota bene, ani ja, ani nikt w domu nie słodzi): jedną z podobizną kolczatki, drugą – z wizerunkiem Neda Kelly’ego, tasmańskiego (anty)bohatera. Trzeba mieć na uwadze, że przy co ciekawszych stoiskach aż sie kurzy od potencjalnych nabywców. Aby dokonać zakupu sztućców w liczbie 2 sztuk, musiałam nawet uruchomić wibrujące łokcie, co by nikt nie sprzątnął mi sprzed nosa najbardziej interesujących okazów.
Ten pełen zgiełku i różności zakątek Hobartu może się Wam spodobać lub nie, ale jedno jest pewne: wśród takich cudaków, jakie daje Salamanca Market, każdy znajdzie dla siebie coś nietuzinkowego, tak jak ja niepostrzeżenie stałam się amatorem pięknie dekorowanych łyżeczek do cukru….
No a na koniec warto wspomnieć, że sam Plac Salamanki cieszy się tak wielkim poszanowaniem wśród Australijczyków, że postanowili umieścić go na swojej wersji gry Monopoly. RESPECT dla placu!