Madera, górzysta, wulkaniczna wyspa, oddalona niewiele ponad 1000 km od portugalskiego wybrzeża i zaledwie 700 km od afrykańskiego lądu w Maroku (na wysokości Safi).
Kiedy Portugalczycy w 1419 r. dobili do tej zielonej, niezamieszkałej wtedy przez nikogo ziemi, porastały ją liczne sosny i wawrzyny. Temu też nadali jej imię Madeira, co po portugalsku znaczy dosłownie wyspa z drzewa. Przypominała im bujny ogród zawieszony na Atlantyku. Niemal natychmiast posadzili tam popularne na kontynencie odmiany winogron. Okazało się wtedy, że zakwaszone minerałami takimi jak żelazo czy fosfor, wulkaniczne gleby, znacząco wpłynęły na jakość uprawianych na niej owoców – a powstałe z nich wino charakteryzowało się ciekawym, kwaskowato-cytrusowym smakiem. Niestety, jego smak nie był do końca zadowalający a próby transportu beczek nim wypełnionych na kontynent i do innych portugalskich kolonii kończyły się fiaskiem. Wino najzwyczajniej psuło się w drodze.
Sytuację uratowała sprowadzona na Maderę mniej więcej w tym samym czasie, co winna latorośl, trzcina cukrowa – a raczej – wytwarzany z niej alkohol, zwany aguardente. Jak się okazało, dodany do winnego trunku, baaardzo skutecznie go konserwował. Dziś maderskie wino uważane jest nawet za najtrwalsze na świecie. Winston Churchill podczas swojej wizyty w 1950 r. został poczęstowany butelką, która pochodziła z barku samego Napoleona (rocznik 1792) i stwierdził… że była wyśmienita 🙂
Później beczki pełne dojrzewającego wina przekazywano często marynarzom wędrującym po globie. Okazało się bowiem, że jest ono również skutecznym lekiem na szkorbut i doskonałym obciążeniem dla statków. Po jednej z takich wypraw (do portugalskich kolonii w Indiach), kiedy to nietknięta beczka wróciła do spedytora, ten zdał sobie sprawę, że jakość napoju po długim rejsie znacząco się poprawiła. Wyciągnął stąd wniosek, że aby wino było dobre, musi przepłynąć równik czterokrotnie. Przez wiele lat nadawał więc setki win tam i z powrotem, temu nazywano je wtedy vinho da roda (wina podróżujące w obie strony). Z biegiem czasu ta praktyka stała się jednak bardzo kosztowna. Również, wraz ze wzrostem sprzedaży, trzeba było znaleźć szybszy sposób poprawiania jakości win. Zdano sobie sprawę, ze być może to zmieniające się w trakcie rejsów warunki pogodowe – a przede wszystkim wysoka temperatura panująca pod pokładem, wpływały na polepszenie aromatu wędrujących trunków i… postanowiono ten klimat odtworzyć na terenie wyspy.
W efekcie wszystkie wina są dziś ogrzewane za pomocą jednej z dwóch metod: „estufagem” (zwanej też maderyzacją) lub „canteiro”. Estufagem polega na umieszczeniu cieczy w metalowym zbiorniku (estufie) i ogrzewaniu jej do temp. 45°C przez okres 4 miesięcy. Następnie wino przelewa się do kadzi z barwionego drewna, gdzie pozwala mu się dojrzewać przez kolejne 2 lata.
Proces canteiro zaś trwa minimum 4 lata. Drewniane beczki umieszcza się w najcieplejszych i najsuchszych miejscach winiarni (najczęściej na poddaszu) i nigdy nie napełnia do końca. Dzięki temu wino może powoli się utleniać i kondensować. W tym procesie jest ono długotrwale poddawane łagodnemu, naturalnemu ciepłu słonecznemu i przechodzi o wiele wolniejszy proces dojrzewania. Zapobiega się w ten sposób karmelizacji cukrów i wynikającym z niej gorzkawym aromatom. Te wina są high level.
Na stromych zboczach Madery uprawia się dziś 400 ha winogron. Z uwagi na układ powierzchni wyspy są to często niewielkie tarasy (poios), choć wielu farmerów, by zwiększyć wydajność swych winnic korzysta też z systemu pergoli, gdzie winorośl zawieszona jest na niskich kratach, zwanych latadami.
Nawadnianie zapewnia plantacjom stary system kanałów, które zwie się „levadas„. Doprowadzają one wodę z gór do działek rolnych i winnic.
Winobranie zaczyna się z reguły pod koniec sierpnia i kończy w połowie października. Przez wzgląd na położenie winnic, zbiory są niezwykle pracochłonne, bo owoce muszą być zbierane ręcznie.
Cztery szlachetne szczepy białych winogron, z których słynie Madera
Sercial (Esgana Cão) – charakteryzuje go wyjątkową kwasowość, winogrona służą więc do produkcji głównie win wytrawnych. Uprawia się na pn wyspy, na wysokości 100 – 150 m n p m, winogrona te dojrzewają bardzo późno, są nawet ostatnią odmiana winorośli w kolejce do zbioru. Wino z nich powstałe jest wytrawne, ale też jasne, lekkie, z migdałowa nutą i wyjątkowo orzeźwiające.
Verdelho (Gouveio) – jest to biała odmiana obecnie o największej powierzchni (47 hektarów) na Maderze, szczególnie na północnym wybrzeżu, w winnicach położonych w Ponta Delgada i São Vicente. Winogrona są zwykle zbierane do końca września i stanowią główny składnik półwytrawnych win o złotej barwie.
Boal (Bual) – winnice tego szczepu znajdują się na południu, w okolicach Campanário i Calheta, położonych na wysokości od 100 do 300 metrów. Ta odmiana dojrzewa wcześnie i wchodzi w skład lekkich, miedzianych win bogatych w aromaty korzennych przypraw, kawy, prażonych orzechów i suszone nuty owocowe.
Malvasia Fina – wina z nich powstałe są najsłodszymi i najłagodniejszymi na wyspie. Zachowują jednak lekko kwaskowaty, ciekawy posmak. W ustach wyczuwa się też nuty toffi, karmelu i wanilii.
Malmsey (Malvasia Candida) – szczep uprawiany prawie wyłącznie po północnej stronie wyspy, na niższych wysokościach (150 m – 200 m). Ta odmiana dojrzewa najwcześniej, dlatego podlega zbiorom jako pierwsza.
Jedyna obecna odmiana czerwonego winogrona na wyspie to Tinta Negra. Jest wydajna i bardzo popularna – stanowi składnik 80% win wytwarzanych na wyspie, głównie młodych, trzyletnich. W zależności od położenia n.p.m, wilgotności i nasłonecznienia terenu, na którym rosną winogrona, mogą być składnikiem półsłodkich, ale też wytrawnych win.
Niejeden smakosz dla wyrafinowanego smaku maderskiego trunku, po prostu straciłby głowę. Legenda głosi, że pierwszy diuk Clarencji, skazany za zdradę brata, wybrał nawet śmierć przez utopienie w beczce pełnej słodkiej madery. Thomas Jefferson zaś właśnie szklaneczką tego napoju zdecydował wznieść toast po podpisaniu Deklaracji Niepodległości USA w 1776 r. Później po ten słodki trunek chętnie sięgał też Jerzy Washington a także Benjamin Franklin. W XIX w. tak zaczęto cenić jego aromat do tego stopnia, że nasączano nim chusteczki, które na europejskich dworach służyły za ekskluzywne perfumy 😀
Nie da się przecenić wyjątkowego aromatu maderskiego wina a fakt, że może stać w barku nawet sto lat (a po otwarciu butelki cały rok) jest kolejnym argumentem, by się w nie jak najszybciej zaopatrzyć i cieszyć jego smakiem przez długi czas.
Na wyspie są też miejsca, gdzie to nie wino króluje przy wznoszonych toastach. W rybackiej wiosce Câmara de Lobos, mieszkańcy stukają się koktajlem, zwanym poncha. Ten pyszny napój wykonuje się z aguardente (maderskiego rumu, którym wzmacnia się też wina typu madera), cytrusowego soku z dodatkiem herbaty, marakui oraz odrobiny pszczelego miodu. Niedługo podam Wam na niego przepis a tymczasem – Wasze zdrowie: Saúde!