Bagmati, rzeka w której dusza żegna się z ciałem – ciałopalenie

Na betonowych platformach, tuż przy wpadającej do Gangesu rzece Bagmati, znajduje się kilkanaście stosów, na których nieprzerwanie kremuje się zmarłych. Dopiero w momencie, gdy martwe ciało przestanie istnieć, uwięziona w nim dusza (atman) będzie mogła całkowicie oddzielić się od materialnego świata i ruszyć w poszukiwanie nowej powłoki. Nie bez powodu więc to miejsce nazywa się też Doliną Cieni (La vallée des ombres)…

Istotą hinduizmu jest przechodzenie przez kolejne ziemskie wcielenia, by ostatecznie osiągnąć tzw. mokszę (oświecenie), wyjście poza wieczny krąg życia (samsarę). Status poszczególnych wcieleń zależy od punktów karmy, które denat zdobył podczas obecności na ziemskim padole. Jeśli nie ma ich wystarczająco wiele, dopomóc mu może ścisłe trzymanie się rytuałów podczas ceremonii m. in. pogrzebowej. Jego prochy skończywszy w świętej rzece, gwarantują niemal stuprocentowe oświecenie.

Pogrzeb musi się odbyć jak najszybciej, najpóźniej 24 godziny po zgonie – a w ceremonii biorą udział 4 żywioły. Rzecz odbywa się nad wodą, na wolnym powietrzu, stos układa się na ziemi, na kamiennych platformach (ghatach) a ciało trawi ogień. Ale to przede wszystkim woda ma tu niebagatelne znaczenie. Powinna być święta. To ona symbolicznie zapewni duszy powrót do wód – zarówno tych płodowych, z których się wyłoniła, jak i do prawód, z których powstało wszelkie życie. Bagmati jest dorzeczem Gangesu, ma więc podobną moc jak sam Ganges dla Waranasi.

Martwe ciało uważane jest za nieczyste – przygotowują je do uroczystości jedynie przedstawiciele niedotykalnych kast. Okrywa się je całunem w kolorze pomarańczy (symbolizuje pokój) i białym, po czym kładzie na stosie ze stopami skierowanymi na północ, w stronę Himalajów (kołyski bogów). Kciuki związuję się nitką, do ust wkłada ziarnka ryżu, czasem cukier i monety. Mistrzem ceremonii (kartą), w przypadku pogrzebu mężczyzny, jest jego najstarszy syn. Matce odprawia pogrzeb syn najmłodszy. Jeśli nie ma chłopaków w rodzinie, trzeba znaleźć obojętnie jakiego mężczyznę, który wykona jego powinność. A musi on trzykrotnie obejść stos pogrzebowy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, za każdym razem oblewając ciało świętą wodą z rzeki Bagmati. Na koniec podpala stos świętym ogniem pochodzącym ze znajdującej się nieopodal świątyni Paśupatinath – a gdy tylko ciało w proch się obróci (zazwyczaj ogień trawi je dobre kilka godzin), rozłupuje czaszkę (jeśli wcześniej nie wybuchła) – i zgarnia całość prosto do rzeki. Rodzina intonuje w tym czasie nabożne pieśni i mantry wedyjskie.

Po tak odprawionym obrzędzie kobiety odbywają rytualną kąpiel, karta goli głowę i przyobleka białą szatę a wszyscy już w domu kontynuują recytacje mantr i składanie ofiar. Uroczystości pogrzebowe trwają zazwyczaj 10 dni. Trzynastego dnia po śmierci odprawia się ceremonię zwaną śraddha, po której rodzina wraca do normalnego życia. O długości i przebiegu samej żałoby decyduje jednak przynależność do określonej kasty.

Jeśli dobrze się przyjrzeć, w mętnej wodzie u podnóża kremacyjnych platform brodzą stale grupy dzieci a niekiedy i dorośli, mając nadzieję znaleźć monetę wetkniętą wcześniej w usta jednego ze spopielonych, czasami liczą wpaść na jego złote zęby a nawet i cenną biżuterię. Ta ostatnia, zważając na fakt, że ma dla zmarłego dodatkową moc oczyszczającą, trafia im się dość często…

Kobiety nie zbliżają się do żałobnych stosów. W ceremonii uczestniczą z pewnej odległości. Jeszcze w XIX w zbliżały się jednak aż zanadto. Wtedy praktykowano nadal rytuał zwany sati (co dosłownie znaczy dobra żona). Podczas niego małżonka żywcem dawała się spalić wraz ze zwłokami własnego męża. Z resztą, żywot wdowy w tradycji hinduskiej stale jest bardzo ciężki. Wiele kobiet wolało zakończyć go wtedy w ten właśnie sposób, niż przez długie lata cierpieć biedę i upokorzenia.

Nie każdy jednak musi spłonąć w ogniu nad Bagmati lub Gangesem, żeby być zbawionym. Dzieci poniżej 10-tego roku życia, kobiety ciężarne czy święci mędrcy – jako istoty nieskazitelne i niewymagające oczyszczającego działania ognia – mogą skończyć na dnie świętej rzeki w całości, obarczone jedynie solidnym kamiennym obciążeniem. W niektórych wypadkach zostaną naszym zwyczajem pogrzebane. Poza tym są też ofiary morderstwa, samobójstwa czy przemocy, których palić nie ma po co – ich dusza bez względu na to, co stanie się z ciałem, nigdy nie zazna spokoju. Tych najzwyczajniej chowa się w ziemi.

Paśupatinath jest nie tylko miejscem ostatniego pożegnania dla nepalskich hindusów. Jest również destynacją licznych pielgrzymek. To najstarsza i najważniejsza hinduska świątynia w Nepalu i odwiedzają ją wielkie rzesze wiernych z całego świata. Dodatkowo, każdy kto chciałby „wspomóc” swą karmę, każe rozsypać własne prochy właśnie tutaj.

Wstęp do głównych miejsc kultu dla innowierców, rzecz zrozumiała, jest tu jednak wzbroniony. Warto  mimo wszystko pokręcić się między licznymi kapliczkami, poprzyglądać fantazyjnym wędrownym ascetom (sadhu), z którymi za odpowiednią  opłatą można zrobić sobie kolorowe selfie, no i przede wszystkim – wszechobecnym rudym małpom – które jak na świątynię poświęconą Paśupati (pierwotne wcielenie Śiwy jako pana żywych stworzeń) przystało, żwawo reprezentują swego patrona…

 

One Reply to “Bagmati, rzeka w której dusza żegna się z ciałem – ciałopalenie”

  1. Byłam tam 2 lata temu, niezwykłe doświadczenie zobaczyć ten pogrzeb. Ale i trudne – przestawić swoją percepcję, że inne kultury dokonują obrzędów w sposób różny od tego co znamy ze swojego środowiska. Bez oceniania. PS: zdjęcia mega!!!

Dodaj komentarz